Witam Ciebie serdecznie 🙂
Długi weekend spędziłem w Kopenhadze, trochę z rodziną, trochę z kolegami pod żaglami.
Pływając wycieczkową jednostką po duńskiej stolicy nie mogłem jednak uciec od opiniowanych przeze mnie ostatnio umów z udziałem tzw. „elementu obcego”…
Niby urlop to czas odpoczynku, no ale jednak widok siedziby potentata Maersk Line oraz różnorodność napotkanych bander statków oraz mniejszych jednostek żaglowych i motorowych, szybko przypomniały istotny temat w działalności każdego przedsiębiorcy w branży gospodarki morskiej i przemysłu jachtowego.
Co to takiego?
A no właśnie, wybór właściwego prawa dla zawartej umowy oraz sposobu rozstrzygania sporów.
Sprawa jest nieskomplikowana w przypadku umowy o remont jednostki, którą zawiera polski armator z polską stocznią.
Temat robi się jednak zdecydowanie ciekawszy, gdy do polskiej stoczni remontowej przyjeżdża zainteresowany przedstawiciel firmy norweskiej, który chciałby zlecić zadanie np. remontu klasyfikacyjnego jednostki, która pływa pod banderą panamską.
Na pewno jesteś w stanie sobie wyobrazić sytuację, w której dochodzi do sporu na tym gruncie (bo np. stocznia – w ocenie armatora – nie położyła wystarczającej liczby warstw antyfoulingu).
Tylko kto i według jakich zasad ma taki spór rozstrzygać?
Warto o tym pomyśleć od razu przy zawieraniu umowy.
Umowa powinna być dobra 🙂
Pisząc o dobrej umowie, oprócz szeregu innych postanowień istotnych dla konkretnego zamówienia, mam na myśli przede wszystkim wpisanie wyraźnej klauzuli wskazującej, jaki system prawa będzie miał zastosowanie w sprawach nieuregulowanych treścią umowy. Tak, aby nie było w tym zakresie żadnych wątpliwości, który przy tytlu „obcych elementach” na pewno się pojawią.
Warto również do treści umowy wprowadzić równolegle sposób rozwiązywania sporów powstałych na jej gruncie. Jestem oczywiście zwolennikiem stosowania w pierwszej kolejności polubownych negocjacji, a w dalszej kolejności mediacji (pisałem o tym tutaj: „Czy warto poddać się mediacji?”) i to choćby o międzynarodowym charakterze. Nic nie stoi przecież na przeszkodzie, żeby przedsiębiorca polski i norweski skorzystali z duńskiego mediatora.
Dopiero po wykorzystaniu tej bardziej koncyliacyjnej ścieżki, można przekazywać spór do rozstrzygnięcia sądowi (arbitrażowemu lub powszechnemu).
I tak się akurat składa, że to właśnie duński system prawny oraz właściwość duńskiego sądu arbitrażowego oraz sądów powszechnych w praktyce gospodarki morskiej jest ostatnio stosowana coraz częściej. Bynajmniej nie z powodu parku rozrywki Tivoli czy kopenhaskiej Małej Syrenki, ale z przyczyn praktycznych: do Danii jest zawsze bliżej niż do Wlk. Brytanii, jest na pewno taniej niż w Norwegii, a w sądach duńskich sprawy mogą być prowadzone w języku angielskim.
Jest to dobra alternatywa dla umów polskich przedsiębiorców z zagranicznymi kontrahentami. No, chyba że uda się takiego kontrahenta namówić na system prawa polskiego oraz jurysdykcję polskiego sądu.
Tyle tylko, że taka sytuacja zdarza się niezmiernie rzadko…
Pamiętaj zatem zawsze o wyborze prawa właściwego oraz sposobie rozstrzygania sporów!
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Panie Mecenasie!
A czy w blogu mógłby Pan przybliżyć temat opodatkowania marynarzy?
Konrad
Witaj Kondradzie,
Oj, temat opodatkowania marynarzy domagał się dodatkowo osobnego bloga 🙂
Ale pomyślimy nad nim również.
pozdrawiam